Pieśń o Marette / część II
Łąka cudownie kwiatami rozkwita
aż po horyzont w kolorowy wzór,
tam, w dali, śniegi bielą się na szczytach,
które się wznoszą, jak kamienny mur.
Idę, wciąż idę, góry ogromnieją,
choć trud wędrówki nie przybliża nas,
idę z niemądrą, naiwną nadzieją,
która nie gaśnie, choć minął jej czas.
Trzy górskie szczyty dostrzegam w oddali,
jakby postacie wieczne śniące sny,
którzy, usiadłszy, tak już pozostali.
Ludzie Milczący - serce mówi mi!
W swym niepokoju już usnąć nie mogę,
wiem, że iść muszę, jak najszybciej iść,
zanim świt nastał, znów wyruszam w drogę,
by dojść do szczytów przed wieczorem dziś.
Czemu się cieszę, chociaż serce płacze,
przecież nie spotkam ciebie, miła, tu?
Pewnie dolinę już tylko zobaczę,
piękna Maretto, dziewczyno ze snu.
Wieczór mgłą złotą świat barwi dokoła,
cienie po szczytach zaczęły się snuć,
nagle w dolinie ktoś głośno zawołał:
- Maretto, Maretto, gdzie ty jesteś? Wróć!
Od skał się echem wołanie odbija,
imię od nowa ciągle słyszę znów,
w wielkim zdumieniu stanąłem, czas mija,
dławi mnie nagła cudowność tych słów.
I stoję niemy i słucham, wciąż słucham...
widzę w półmroku, w dole, cienie dwa,
wołam: Maretto! I nagła otucha
mnie ku tym cieniom rozpaczliwie gna.
Maretto! Maretto! Nieprzytomnie wołam
i biegnę, biegnę, aż tchu braknie mi,
mojego szczęścia nikt pojąć nie zdoła,
to ty, Maretto? To naprawdę ty?
To twoje oczy, Maretto, szczęśliwe
i twoja postać z cudownego snu?
Ściskam cię mocno w radości porywie,
jestem, Maretto, i zostanę tu!
Miłość mnie długo tu wiodła, Maretto,
na jawie głos twój słyszałem i w śnie,
gwiazdy pieśń szczęścia śpiewają, jak przedtem,
widząc nas razem - i ciebie i mnie.
Jeems, bohater powieści Curwooda
Dolina Ludzi Milczących,, odnajduje wreszcie po długiej
wędrówce ową dolinę, a w niej, ku swemu zdumieniu,
ukochaną dziewczynę...