Wieczorna pieśń
Jeszcze zorza nie zgasła na niebie,
choć zmęczony dzień do snu się kładzie,
słońce błękit zdążyło już przebiec
i za drzewa ukryło się w sadzie.
A ja idę samotnie przez ciszę
godzin sennych, płynących ku gwiazdom,
tylko imię Twe, miła, wiatr pisze
postrzępionym obłokiem nad miastem.
Tak mi smutno, kochanie! Mym oczom
dal się nuży tęsknotą łez słonych,
w otchłań losu się rzucam z ochotą,
w przepaść drogi mym nogom zmęczonym.
Pójdę, miła, i szedł będę długo,
całe piekło ugasić chcę łzami,
aby nawet jesiennym szarugom
szczęście nasze się śniło czasami.
Ciągle błądzę wraz z wiatrem po świecie
- chmur towarzysz, oddany marzeniom,
przez upały i deszcz i zamiecie,
przez błękity i zorzy czerwienie.
Dasz mi chwilę wieczności - swe życie,
oddam swoją z radością, kochanie...
Ach, to tylko sen piękny mi śni się,
choć prawdziwe jest moje wołanie.